Bohaterowie opowiadania

poniedziałek, 24 listopada 2014

ODC. 8

- Odprowadzę Cię- Zaproponował.
- OK. Może zostaniesz na obiedzie?- Powiedziała uśmiechając się zachęcająco.
- Pewnie! Twoja babcia gotuje nieziemsko! Dziś sobota, więc o ile dobrze pamiętam będzie moja ulubiona Zupa z Knedlami- Zaśmiała się głośno słysząc podekscytowany głos Toma.
- No to w drogę- Rzuciła. Cała droga do domu minęła im świetnie. Tom rzucał co chwilę jakimiś śmiesznymi uwagami lub żartami wprawiając dziewczynę w szampański nastrój. Szli objęci tak jak kilka lat temu. To wspaniałe uczucie zobaczyć się z najlepszym przyjacielem.



***


27 lipca 2007r. Mia:
Dzisiejszy dzień zapowiada się pięknie. Temperatura przekroczyła 30 stopni, słońce grzeje niemiłosiernie, a na niebie nie ma ani jednej chmury...taak żyć nie umierać. Gdzieś godzinę temu Babcia i Rose poszły na targ. To już jest normalnie tradycja. Odkąd pamiętam zawsze w sobotę wstawało się wcześnie rano, aby zdążyć kupić jeszcze ciepły jasny chleb ze złocistą, chrupiącą skórką u Pani Lange i świeże owoce oraz warzywa. Nie powiem, bo stęskniłam się za smakiem tego pysznego chlebusia. W Polsce niestety nie chodzimy na targ, bo mama woli iść do supermarketu i kupić paczkowany chleb, który jest nafaszerowany chemią i poleży ze 3 dni niż chleb, który poleży dzień krócej, ale NIE JEST nafaszerowany chemią. Cóż...bywa. Rodzice też wybyli z domu. Powiedzieli, że wrócą wieczorem, ponieważ jadą do Cioci Lisy- Najstarszej siostry Ojca. Mają też zamiar wstąpić do Wujka Fynna- młodszego brata ojca. Najstarsze rodzeństwo taty mieszka w Berlinie. Jest jeszcze Emma- najmłodsza z całej ferajny. W tym roku skończyła 26 lat. Ostatni raz widziałam ją 3 lata temu, ponieważ od 4 lat mieszka ona w Seattle. Szkoda, że widzimy się tak rzadko, bo fajna z niej dziewczyna. Jako, że mam dziś ogrooomnego lenia postanowiłam, że przeleżę cały dzień na tyłku, nigdzie się nie ruszając. Tak...to jedyna rozsądna opcja. Spojrzałam na zegar wiszący nad telewizorem w salonie.
- Hmm...dopiero dziewiąta- Mruknęłam do siebie. Niechętnie wstałam z wygodnej, ciemnej, skórzanej kanapy, jednocześnie wyłączając telewizor, w którym leciał jakiś nudny serial. Wolnym krokiem udałam się do swojego pokoju, aby ubrać krótką, zwiewną białą sukienkę w różowe kwiaty.

    

Po kilku minutach zeszłam do kuchni, aby nalać sobie cytrynowej, mrożonej herbaty. Zamknęłam drzwi wejściowe na klucz, żeby nikt nieproszony nie wszedł mi do domu, kiedy ja będę się wylegiwać na tarasie. Z całą pewnością niebyła by to przyjemna sytuacja. Spokojna po sprawdzeniu wszystkiego wyszłam na taras. Ustawiłam duży, kremowy parasol przy ciemno drewnianym leżaku tak, aby słońce nie świeciło mi po oczach. Z uśmiechem położyłam się wygodnie na leżaczku. Napiłam się łyka zimnego napoju i wzięłam do ręki najnowsze wydanie czasopisma "Glamour".
Właśnie w taki sposób spędziłam najbliższe 2 godziny.
 

2 godziny później:

Przeglądałam właśnie ostatnią stronę kolorowego czasopisma, kiedy usłyszałam, że ktoś wchodzi do domu.
- Już jestem!- To była babcia. Czyli pewnie już wróciły z zakupów. Odłożyłam gazetę i skierowałam się do kuchni, gdzie słyszałam krzątanie się kobiety.
- Cześć Babciu, a gdzie jest Ross?- Zapytałam zdziwiona brakiem obecności siostry.
- Rose poszła się przejść po rynku- Uśmiechnęła się kobieta- Pewnie wróci za niedługo.
- Dobra. Pomóc Ci w czymś babciu?- Zauważyłam, że na stołku stoją 2 pełne siaty zakupów- Może rozpakuję torby?
- Jak Ci się chcę skarbie to możesz zrobić.
- Już się robi- Uśmiechnęłam się szeroko. Kończyłam akurat rozpakowywać ostatnią torbę, kiedy usłyszałam jak drzwi ponownie się otworzyły.
- Wróciłam!- Z przedpokoju dobiegł mnie i babcię głos Róży.
- Faajnie! A teraz chodź do kuchni i pomóż w obiedzie- Zawołałam wkładając do lodówki czerwone pomidory i świeżą sałatę.
- Maju ja pójdę do ogródka zerwać kilka listków mięty. To później zrobię wam lemoniady- Powiedziała babcia klepiąc mnie lekko po ramieniu.
- Okej babciu. To ja w między czasie z Rose przyszykuje potrzebne rzeczy do obiadu- Uśmiechnęłam się szeroko do kobiety. Włączyłam radio na pierwszej lepszej stacji. Leciało akurat "
Big Girls Don't Cry" Fergie.
Przygotowując produkty nuciłam jednocześnie refren piosenki.

I hope you know, I hope you know
That this has nothing to do with you
It's personal, myself and I
We've got some straightenin' out to do
And I'm gonna miss you like a child misses their blanket
But I've got to get a move on with my life
It's time to be a big girl now
And big girls don't cry
Don't cry
Don't cry
Don't cry

Rose: 
- Wchodź! Babcia i Mia pewnie są w domu- Powiedziałam do dreda otwierając mu drzwi. Słyszałam głosy dochodzące w kuchni. Czyli Babcia wróciła już z zakupów i Maja pomaga jej rozpakować siatki- Wróciłam!- Zawołałam.
- Faajnie! A teraz chodź do kuchni i pomóż w obiedzie- Krzyknęła do mnie siostra. Spojrzałam się na Toma. Zdejmował akurat buty. Uśmiechnął się do mnie szeroko. Odłożył obuwie na bok i ruszył za mną niepewnie.
- Śmiało...wiesz gdzie jest kuchnia- Powiedziałam łapiąc chłopaka za rękę i ciągnąc go w kierunku pomieszczenia, z którego dochodził dźwięk radia.
- Wiem! Przecież to miejsce naszych posiedzeń- Roześmiał się dred, a mi jakoś tak przyjemnie się na sercu zrobiło wspominając tamte momenty, kiedy jako małe brzdące przybiegaliśmy do dużej, jasnobeżowej kuchni, aby zaspokoić pragnienie po ogromnym wysiłku, mianowicie po zabawach w berka lub chowanego. Na miejscu zawsze zastawaliśmy moją babcię, która czekała na nas z wielkim dzbankiem owocowego, schłodzonego kompotu oraz małymi przekąskami w postaci kolorowych kanapeczek i maślanych, domowych ciasteczek. Zasiadaliśmy wtedy w piątkę przy dużym, ciemno drewnianym, masywnym stole na którym codziennie gościły świeże, pachnące kwiaty dopiero co zerwane z ogródka. Zajadając się przysmakami rozmawialiśmy i śmialiśmy się głośno. Taak...to z pewnością były najlepsze lata mojego dzieciństwa. Stanęłam w drzwiach kuchni patrząc się na siostrę, która tańczyła w miejscu i śpiewała piosenkę Fergie do wielkiej drewnianej łyżki. Mia ma ładny głos, jednak nie wiem czy nadaje się na piosenkarkę.
- Mia...mamy gościa- Powiedziałam do blondynki uśmiechając się delikatnie.
- Kogo?- Zapytała się patrząc na mnie zdziwiona. Wtedy zza mnie wyłoniła się postać przyjaciela.
- Hej Mii- Powiedział chłopak.
Rozłożył ręce szeroko chcąc najwidoczniej wyczekując aż Majka rzuci mu się w ramiona.
- Tom?- Spojrzała się na naszego gościa jakby zobaczyła co najmniej kosmitę- Co ty tu robisz?
- Rose zaprosiła mnie na obiad. Nie przywitasz się?- Uśmiechnął się szeroko dred.
- Słucham?- Wyraz jej twarzy zmienił się momentalnie. Ze zdziwionego na wściekły.

- Czekam aż się ze mną przywitasz Mii- Powtórzył wyraźniej chłopak, jednak i on zauważył, że dziewczyna nie okazuje mu ani grama radości.
- Yyy...przepraszam bardzo, ale czy ty w tym momencie myślisz, że ja rzucę Ci się na szyję i powiem " Ojj Tommy jak ja się za tobą stęskniłam! Dawaj pyska, siadaj, pośmiejemy się, poopowiadamy sobie jakieś ciekawe historie, a może i nawet wypijemy razem piwo"?!
- Emm...tak?- Odpowiedział niepewnie chłopak tracąc swój zapał. Widząc mrożący wyraz twarzy blondyny odpowiedział szybko- Znaczy nie! Oczywiście, że nie, jesteś przecież niepełnoletnia...chociaż. Nie no dobra nie wiem- Mruknął zdezorientowany.
- Serio? Ty jesteś na serio taki głupi, czy tylko udajesz?- Huknęła na niego.
- Emm...Mia spokojnie- Powiedziałam próbując uspokoić siostrę.
- Ty się teraz nie odzywaj Rose, bo my to sobie jeszcze pogadamy- Warknęła.
- Mia proszę Cię- Podjął się uspakajania jej Tom- Możesz odpuścić mi, czy jednak wolisz mi nagadać i wtedy poczujesz się lepiej?
- Lepiej?! Stary o czym ty gadasz? Jak mogę poczuć się lepiej, skoro mój przyjaciel po tak długim czasie przychodzi do mnie i zachowuje się jakby nigdy nic!
- Co jak gdyby nigdy nic? A co mam zrobić, żebyś mi odpuściła?- Westchnął wkładając ręce do kieszeni wielkich, jeansowych spodni.
- Ojj nic Tom...zupełnie nic- Parsknęła sarkastycznie. Spojrzała się na niego ostatni raz rozczarowanym wzrokiem i rzucając łyżką o blat wyszła z kuchni zawadzając ciałem o łokieć chłopaka. Usłyszałam trzask drzwi wejściowych to oznaczało, że Mia szybko nie wróci do domu. Zawsze tak robiła kiedy wkurzyła się okropnie na kogoś. Zabierała bluzę, kluczę i wychodziła z domu trzaskając głośno drzwiami. Włóczyła się wtedy godzinami
gdzieś po mieście, a wracała dopiero późnym wieczorem. Spojrzałam się na Toma, który w dalszym ciągu stał nieruchomo w miejscu, patrząc się tępo przed siebie. Wolnym krokiem podeszłam do niego wzdychając głośno.
- Nie martw się Tommy...przejdzie jej- Odezwałam się przytulając się do jego pleców. Pogłaskałam go po ramieniu, aby dodać mu otuchy. Chciałam mu pokazać, że ma we mnie wsparcie i, że się nie gniewam na niego.
- Wiem- Mruknął. Puściłam go kiedy poczułam, że odsuwa się ode mnie. Pomyślałam, że ma zamiar wyjść, jednak on obrócił się do mnie przodem, przytulając się do mnie mocno. Poczułam jak całuje mnie w czubek głowy- Iii...bardzo Ci dziękuję, że mimo tego co wam zrobiliśmy, ty jesteś ze mną i okazujesz mi tak duże wsparcie. Przepraszam Cię słońce- Poczułam jak w oczach zbierają się mi łzy, jednak nie pozwoliłam im wypłynąć. Nie będę pokazywać jak bardzo mnie wzruszył tym tekstem. Tom zawsze taki był...na zewnątrz twardziel, a w środku wrażliwy, czuły chłopak.

- Thomas Kaulitz!?- Chwilę ciszy przerwał zaskoczony głos babci. Uśmiechnęłam się na jej wymowę imienia Toma. Tyle razy jej każdy tłumaczył, że chłopak ma na imię TOM, a nie THOMAS, ale ona i tak ma swoje zdanie na ten temat.
- Dzień Dobry Pani Braun!- Oderwał się ode mnie dred, aby ukłonić się kobiecie.
- Chłopcze, ale ty wyrosłeś! A jak wyprzystojniałeś, ale tyle razy ci powtarzałam, że powinieneś ściągnąć z siebie te ubrania przypominające bardziej worki niż odzież. No i przede wszystkim ściąć to "coś" z głowy. Wyglądasz jakbyś miał mopa na głowie...o ile lepiej byś wyglądał w zaczesanych do tyłu włosach
. Mówię Ci!- Babcia oczywiście jak to babcia rozpoczęła uwagi na temat wyglądu Toma. Chłopak przyjmował te uwagi z przymrużeniem oka. Zawsze zastanawiałam się jak on mógł tak spokojnie wysłuchiwać jej gadania. Mnie to już by dawno wkurzyło.
- Opowiadaj Thomasie co słychać u
Wilhelma- (
Wilhelm – imię męskie pochodzenia germańskiego. William to forma angielska ze zdrobnieniem Bill przyp. autora). Tsaa...do Billa też wymyśliła sobie pełną formę.
 - U Billa wszystko dobrze. Jest bardzo przejęty tym całym szumem wokół nas i ogólnie karierą, ale jest dobrze.
- A powiedz mi...znalazł sobie jakąś fajną dziewczynę?- Zaśmiała się babcia puszczając oko dredowi. Tom spojrzał się przelotnie w moją stronę.
- Taak- Mruknął- Chodzi z Susann. Okropna z niej jędza- Zaśmiałam się cicho, a chłopak przewrócił oczami.
- Nie przesadzaj. Na pewno nie jest taka zła. Musi być całkiem miła i fajna skoro Wilhelm z nią jest, przecież ma on całkiem dobry gust. Pamiętam jak kiedyś jeszcze jako mały brzdąc przyprowadził tu swoją pierwszą "prawdziwą" dziewczynę- Zaśmiała się babcia robiąc wielki cudzysłów w powietrzu- Przybiegł z nią wołając, że czekajcie jak się ona nazywała...
-
Rebecca- Wtrącił Tom, a na jego twarz wkradł się szeroki uśmiech.
- Taak!
Rebecca...to była córka tej Włoszki panny Valentiny Di Costanzi. Obie miały przepiękną urodę. O ile się nie mylę to mieszkały trzy ulice za rynkiem
- Tak! Jej mama faktycznie była niczego sobie. Miała zgrabne  nogi...baardzo zgrabne.- Wtrącił Tom, rzucając oczywiście komentarzem na temat nóg pani Valentiny, na co babcia skarciła go wzrokiem.
- Owszem
Thomasie Panna Di Costanzi miała BARDZO zgrabne nogi, a jej MĄŻ również był niezwykle przystojny- Zaśmiałam się, kiedy zobaczyłam, że Tom zmieszał się trochę. Kobieta mimo wszystko też się uśmiechnęła.
- A jak u Gustava i Georga?- Ponownie odezwała się babcia.
- Dobrze...niestety podczas długich wyjazdów zatęsknili za domowym jedzeniem- Zaśmiał się dred- Wie pani my w trasie praktycznie całe dnie stołowaliśmy się w lokalach szybkiej obsługi, gdzie rzeczywiście jedzenie nic, a nic nie przypomina tych pysznych potraw, które pani przygotowuje.

- Moje biedne słoneczka- Uśmiechnęła się szeroko starsza kobieta głaszcząc chłopaka czule po policzku- To może przyjdziecie jutro z chłopcami na kolację. Oczywiście zaproszenie dotyczy też dziewczyny Wilhelma- Na ostatnie słowa babci stanęliśmy dęba z Tomem. Nie wiedziałam czy mam się śmiać, czy może płakać. Nie miałam najmniejszej ochoty oglądać tej tępej idiotki. Niech lepiej jedzie sobie na te swoje zakupy, a tu nawet nie zagląda.
- Emm...oczywiście pani
Braun. Powiem o zaproszeniu chłopakom, aleee...nie jestem pewien czy jędz, znaczy się Susann da radę przyjść- Odpowiedział z udanym smutkiem Tom. Po nim też poznałam, że nie chce, aby ukochana jego brata przychodziła.
-Ooo...a to czemu?- Spojrzała zmartwiona babcia.

- Boo...wie pani ona...ona miała gdzieś jechać dziś wieczorem, więc...sama pani rozumie- Zaśmiałam się cicho na małe kłamstewko przyjaciela. Niezły z niego kłamczuch, ale moja babcia widzi kiedy ktoś kłamie.
- Aha. Rozumiem. Trudno to pozdrów ją, a przyjdziecie z nią kiedy indziej- A jednak...jak ona mogła w to uwierzyć? Przecież nawet głupi, by się poznał, że on kręci.
- Dobra babciu my pójdziemy do mnie. Posiedzimy trochę, pogadamy i w ogóle- Powiedzialam szybko do babci, ciągnąc chłopaka za rękę w stronę schodów.
- Dobrze dzieci. Wy pogadajcie sobie, a ja wezmę się za obiad!
- Może pomogę Ci w czymś?- Zapytałam się jeszcze.
- Spokojnie Skarbie! Dam sobie radę. Musicie pogadać sobie, w końcu tyle czasu się nie widzieliście- Uśmiechnęła się babcia.
- Dobrze. Dziękuję babciu!- Zawołałam ze schodów.

Babcia:

- Dobrze. Dziękuję babciu!- Usłyszałam głos wnuczki dochodzący ze schodów- Ahh ta młodzież- Zaśmiałam się pod nosem poprawiając okulary na nosie, a przed oczami mignęły mi obrazy mojego nastoletniego życia, kiedy to ja niecałe pięćdziesiąt lat temu miałam takiego "przyjaciela". Nazywał się on Gabriel i był on starszy ode mnie o 3 lata. Jako młodzieniec ( zresztą w późniejszym wieku też) był bardzo urodziwy. Swoje krótkie, blond włosy zawsze zaczesywał do tyłu. Miał on piękne szaroniebieskie oczy. Jego uśmiech sprawiał, że nawet w upalny, skwarny dzień na moim ciele pojawiała się gęsia skórka. Był szczupły, acz kol wiek umięśniony oraz bardzo wysoki. Czułam się przy nim jak mrówka, ponieważ odkąd pamiętam byłam mała i drobna. Gabriel miał ogromne poczucie humoru.  Był troskliwy i dobry, łagodny oraz stanowczy. Był moim ideałem. Jego ojciec był piekarzem, a matka krawcową u nas w miasteczku. Przyjaźniłam się z jego siostrą Charlotte. Nasi ojcowie pracowali razem w piekarni. Często nasze rodziny spotykały się razem na niedzielnym obiedzie, albo na wypadach nad wodę. Ojcowie mieli też swoje "męskie wieczory" podczas których grali w pokera i pili piwo. Jednym słowem byliśmy bardzo zgranymi sąsiadami. Z Charlotte mam wiele ciekawych wspomnień. Obie lubiłyśmy robić pikniki. Jako małe dziewczynki zabierałyśmy ze sobą koc oraz koszyk pełen kanapek, przekąsek i szłyśmy nad pobliska rzekę, aby spędzić miło czas w swoim towarzystwie. Potrafiłyśmy tak przesiedzieć cały dzień. Czasami rodzice złościli się za to na mnie, ale ja i tak się tym nie przejmowałam. Kiedy trochę podrosłam i miałam już te naście lat, moja przyjaźń z Lotte trochę ucierpiała, ponieważ wyznałam jej, że podkochuję się w Gabie. Pamiętam, że wtedy Charlotte wyśmiała mnie twierdząc, że jestem głupia. Nie rozumiała mnie, chociaż...ja też sama siebie czasami nie rozumiałam. Pamiętam, że wtedy strasznie byłam zła na przyjaciółkę, bo zamiast mnie wspierać ona wolała mnie i moje uczucia wyśmiać. Nasi rodzice byli bardzo zdziwieni, kiedy obie odmówiłyśmy wzięcia udziału w co niedzielnym obiedzie. Nie rozumieli nas. Jako 16-letnia dziewczyna zaczęłam chodzić na dyskoteki wiejskie dla młodzieży w naszym miasteczku. W pewne wakacje 55 roku postanowiłam wybrać się na tańce z  moimi koleżankami ze szkoły. Był tam również Gabriel...przyszedł z jakimiś kolegami. Nasze spojrzenia się spotkały. Uśmiechnął się szeroko do mnie i kiwnął głową na znak powitania. Zarumieniłam się delikatnie i pomachałam mu. Po jakimś czasie podszedł i poprosił mnie do tańca. Byłam wniebowzięta. Na jednym tańcu się nie skończyło...przetańczyliśmy razem caałą noc. Nad ranem odprowadził mnie kulturalnie do domu.
- Dziękuję- Powiedziałam uśmiechając się do niego szeroko. Wydawał się być przez całą drogę zamyślony- Gab...coś się stało?
- Nie! To znaczy Tak- Odpowiedział szybko-
Stefanie...umówisz się ze mną na kawę?- Zapytał z nadzieją. W duchu skakałam z radości. Cieszyłam się z takiego obrotu sprawy.

- Z przyjemnością- Powiedziałam wesoło.
- Super. To...do zobaczenia?- Spojrzał się pytająco.
- Tak...do zobaczenia- Odpowiedziałam szczęśliwa. Gabriel podszedł do mnie, by złożyć delikatny i niepewny pocałunek na moim policzku. Po chwili widziałam już tylko z daleka jego sylwetkę, gdy odchodził w stronę swojego domu. Z jednego spotkania wynikło kilkanaście innych. Okazał się być czułym, szalonym, gadatliwym chłopakiem. Często zabierał mnie na wycieczki do stolicy Niemiec, do wesołego miasteczka, czy cyrku. Jednak i tak najlepsze były pikniki w lesie nad wodą, czy nawet najzwyklejsze spacery po lesie. Nie potrzebowałam prezentów od niego. Wystarczyła mi tylko jego obecność. Po jakiś czasie i on zrozumiał, że jestem dla niego kimś bardzo ważnym. Nasi rodzice byli szczęśliwi widząc nas razem, nawet Charlotte przywykła do myśli, że za jakiś czas będziemy rodziną.  W październiku 1959r. Gab oświadczył mi się. Byłam wtedy najszczęśliwszą kobietą pod słońcem,jednak niedługo potem zrozumiałam, że nic nie może wiecznie trwać. Na początku 1960 roku Gabriel dostał list z wezwaniem do wojska. Pamiętam tylko, że byłam w tamtym czasie bardzo wściekła i jednocześnie zrozpaczona, ponieważ wyjazd narzeczonego oznaczał przerwanie przygotowań do ceremonii ślubnej. Niedługo potem ukochany wyjechał. Tęskniłam za nim bardzo. Dostałam od niego wiele listów. Ja też mu wysłałam kilka. Kiedy przyjeżdżał na przepustki do domu nie odstępowaliśmy się na krok, ale potem znów nadchodził czas rozłąki, który znosiłam okropnie...Żyliśmy tak przez dłuższy czas, aż nareszcie dostałam list od Gabriela, w którym pisał, że za 4 miesiące wraca do domu! Pomyślałam, że wszystko zmierza ku lepszej drodze. Rzeczywiście jakiś czas potem mój ukochany wrócił do domu.  No i w końcu, dnia 16 czerwca 1963r. powiedzieliśmy sobie sakramentalne TAK. Był to jeden z najpiękniejszych dni w moim życiu. Tydzień później wyjechaliśmy na nasz krótki, acz kol wiek niesamowity miesiąc miodowy! Tamtego lata pierwszy raz w życiu zobaczyłam Morze Północne, no i tam zresztą poczęło się nasze pierwsze maleństwo.
9 miesięcy później w marcu 64-tego powitaliśmy na świecie. Rok później w 2 rocznicę naszego ślubu urodził się nam synek. W kwietniu 1967r na świecie zawitał kolejny syn, ale to nie koniec! Kiedy byliśmy z Gabrielem pewni, że dane jest nam być rodzicami ślicznej, zdrowej i mądrej trójki dzieciaków okazało się, że...znowu jestem w ciąży! Nie wiedziałam czy mam się śmiać, czy płakać. Byłam za stara na kolejne dziecko. Reszta dzieci była już prawie, że odchowana, a tu co?! Co powiedzą ludzie...41 letnia mamusia. No cóż...stało się. W styczniu 1981r. ponownie zostaliśmy rodzicami. Tym razem urodziła się 2 córeczka, która stała się oczkiem w głowie tatusia i starszego rodzeństwa. Z mężem przysięgliśmy sobie, że czwórka nam w zupełności wystarczy i na tym koniec. Mimo wszystko bardzo się cieszyłam z narodzin malucha. Powiedziałam sobie: " Stefanie masz wspaniałego męża, który świata poza tobą nie widzi, czwórkę świetnych, utalentowanych dzieciaków, piękny, duży dom, w którym niczego nie brakuje. Wszyscy są szczęśliwi i zdrowi. Niczego do szczęścia Ci więcej nie trzeba!", a jednak...znowu los pokrzyżował nam plany. W 1983r. zmarła Lotte. Bardzo przeżyłam jej  śmierć. Była dla mnie jak siostra. Już dawno zapomniałyśmy o naszej kłótni, która po jakiś czasie przestała mieć jakie kol wiek znaczenie. Charlotte była matką chrzestną mojego pierwszego synka, a ja jej jedynej córki. Gabriel mimo swojej głębokiej żałoby pocieszał mnie i tulił do siebie w dniu pogrzebu. Przez kilka lat żyliśmy w spokoju i wielu radosnych chwilach. Trójka najstarszych pociech pozakładała rodziny. Doczekaliśmy się  5 wnucząt.
Życie ponownie wystawiło mnie na próbę. Na początku 1995 roku dostałam telefon z pracy męża, że Gabriel jest w szpitalu. Przestraszyłam się bardzo. Jako, że najstarszy syn z rodziną mieszkał z nami w domu poprosiłam go, by zawiózł mnie do Magdeburga. Na miejscu okazało się, że mój mąż dostał zawału. Podobno był w bardzo ciężkim stanie, ale lekarze starali się mu pomóc...Tamtego dnia. 1 Lutego 1995r. oficjalnie ogłoszono, że moje serce oraz część mojej duszy odeszła na wieki. Nie byłam w stanie normalnie funkcjonować. Czułam, że gdzieś w środku rozrywa mnie na kawałki. Podobno człowiek nie może żyć bez serca, a ja w dalszym ciągu żyłam. Byłam obecna ciałem, ale nie duchem. Przeżyłam z Gabrielem tyle wspaniałych lat. Kochałam go z całego serca. To z nim doczekałam się dzieci, wymarzonego dużego, rodzinnego domu. To on i dzieci stanowiły sens mojego życia, a teraz...nie zostało mi nic. Zaraz! Przecież ja mam dzieci...no właśnie! W tym wszystkim zapomniałam o moich skarbach, które też bardzo cierpią. Zrozumiałam to wszystko po pogrzebie mojego Ukochanego Gabriela. Jednego dnia pozbierałam się jako tako w całość i ponownie zaczęłam naukę życia. Znowu musiałam nauczyć się oddychać i funkcjonować normalnie. Musiałam zająć się najmłodszą córeczką, która jest jeszcze dzieckiem. Podczas mojej "nieobecności" to rodzeństwo się nią zajmowało. Jako matka zawiniłam w tamtym momencie. Bo to ja powinnam się zająć Emmą nie oni! I właśnie w taki sposób podjęłam walkę. Dostałam lekcję życia. Chociaż dziś nie ma przy mnie mojego Gabriela to i tak staram się żyć w pełni szczęścia. W końcu jestem zdrowa, mam bliskich przy sobie, dach nad głową...
Mimo wszystko jestem najszczęśliwszą osobą na świecie!  



***

Na dziś to tyle :) Mam nadzieję, że podoba się wam odcinek. Co prawda mało tu bliźniaków, ale chciałam wam ukazać troszkę historii życia Babci Rose i Mii. Wiem, wiem...miałam dodać troszkę wcześniej posta, ale problemy techniczne, jak i chwilowy brak weny uniemożliwił mi to :D Proszę zostawcie po sobie ślad, żebym wiedziała, ze ktoś to czyta XD
Wszelkie uwagi jak i pytania również piszcie w komentarzach. Pozdrawiam ;*

wtorek, 4 listopada 2014

ODC. 7

- Dziękuję za rozmowę, a teraz wybacz, ale chyba położę się spać. Jestem strasznie wykończony- Westchnął-Muszę teraz to na spokojnie przemyśleć.
- Pewnie. Dobranoc Billy- Powiedział chłopak gasząc lampkę.
- Dobranoc Tommy- Odpowiedział cicho, po czym przykrył się kocem i zasnął.

*** 

  2008r. Maja:
- Rose! Proszę Cię otwórz te drzwi- Stałam tak, wołałam i pukałam w drzwi już dobre 20 minut- JASNA CHOLERA! Rose jeżeli nie otworzysz tych pieprzonych drzwi obiecuję, że wyważę je i wejdę tam czy Ci się to podoba, czy nie. Liczę do 10 i nie żartuję- Jeżeli nie po dobroci to siłą może coś zdziałam- Raz, dwa, trzy, cztery, pięć...- nie zdążyłam doliczyć nawet do 6 kiedy ciemne drzwi do pokoju mojej siostry otworzyły się z impetem, a w nich stanęła Róża ubrana w ciemne poplamione dresy. Włosy miała przetłuszczone związane w niedbałego koka. Na policzkach zostały resztki, rozmazanego tuszu, który najprawdopodobniej rozpłynął się jej po twarzy od łez. Oczy miała popuchnięte i całe czerwone. Spojrzałam na tło za jej plecami. Myślałam, że zejdę na zawał. Pokój Róży to był istny burdel. Po podłodze walały się butelki po napojach, zgniecione puszki po piwie (!), opakowania po śmieciowym żarciu i wiele, wiele innych niezidentyfikowanych obiektów. W całym pomieszczeniu unosił się zapach dymu papierosowego, starego jedzenia oraz czegoś jeszcze. Z wieży grała jakaś muzyka hard rockowa, o ile się nie mylę to Led Zeppelin.
- Czego ty ode mnie chcesz?- Zapytała się mnie dziewczyna. Czułam, że nie ma najmniejszej ochoty ze mną rozmawiać, jednak w tym momencie miałam to w dupie. Chciałam tylko, aby moja dawna Rose wróciła. Od powrotu z Niemiec młoda zmieniła się o 180 stopni. To nie była już ta sama osoba. Jeżeli kiedykolwiek mówiłam coś o tym, że zdziczała to cofam to, ponieważ dopiero teraz zobaczyłam co to znaczy zdziwaczeć. Dziewczyna przesiaduje całe dnie w swoim pokoju, nie wychodzi z domu (no chyba, że po fajki, czy jedzenie), nie dba o siebie, słucha głośnej, depresyjnej muzyki. Rodzice nie dają sobie z nią w ogóle rady. Zawala szkołę, jeśli tak dalej pójdzie to przekibluje rok w tej samej klasie. Nie wiem do końca co się stało w Loitsche, lecz chyba się domyślam.
- Rose pogadajmy- Zaczęłam dosyć spokojnie.
- Nie- Mruknęła krzyżując ręce na piersiach.
- Powtórzę jeszcze raz...Pogadajmy- Powiedziałam z tym, że tym razem bardziej stanowczo.
- Rozumiesz po polsku, czy może mam Ci to powtórzyć po niemiecku?- Warknęła.
- Ludzie trzymajcie mnie, bo Ci przypierdolę! Mówię, że musimy porozmawiać, jeżeli ze mną nie porozmawiasz to pogadamy inaczej- Krzyknęłam nie mogąc zapanować nad swoimi emocjami.
- Spierdalaj!- Ona również krzyknęła zamykając mi drzwi przed nosem. Co za idiotka! Myśli, że rozwiąże swoje wszystkie problemy ucieczką. Cała buzowałam od przypływu złości. Wkurzona zaczęłam walić pięściami i nogami w masywne drzwi.
- Otwieraj rozumiesz?!- Darłam się na całe gardło, jednak nic to nie dało, bo po chwili zostałam zagłuszona przez głośną muzykę. Uderzyłam ostatni raz pięścią z całej siły w drewno i zawyłam głośno. Słone, gorące łzy bezsilności spływały mi po twarzy rozmazując mój wcześniej zrobiony makijaż. Płakałam po części też z bólu ręki, który przeszywał moje ciało. Złapałam się za obolałe miejsce i zjechałam plecami po drzwiach na podłogę. Kucnęłam kuląc się.
- Matko Boska dziecko co Ci jest?- Usłyszałam nad sobą zmartwiony głos Matki. Przykucnęła i przytuliła mnie do siebie.
- Ja już nie wiem jak mam jej przemówić do głowy- Zaczęłam się wypłakiwać kobiecie w bluzkę- Mamo ja staram się jak mogę, aby tylko ją przywrócić do żywych, ale ona odrzuca moją pomoc. Czuję, że tracę część mnie. Kocham ją bardzo mocno, że aż mnie samą boli jej cierpienie. To moja siostra, nie mogę jej stracić. Błagam Cię pomóż mi- Odsunęłam się na kilka centymetrów od rodzicielki, aby spojrzeć na jej twarz. Oczy kobiety zaszkliły się delikatnie, a warga została delikatnie przygryziona. Nie mogąc wydusić z siebie słowa pokiwała tylko głową. Przytuliła mnie do swojej piersi w taki sam sposób jak kilka lat temu, gdy byłam jeszcze małym dzieckiem i bałam się spać sama w swoim pokoju. Moja wyobraźnia była na tyle bujna, że wymyśliłam sobie dużego, grubego, niebieskiego potwora z jednym okiem i wielkimi szponami, który miał mieszkać w wielkiej, białej drewnianej szafie i wychodzić z niej nocami, aby przestraszyć małą niewinną dziewczynkę. Zawsze kiedy wydawało mi się, że wychodzi z szafy wołałam mamę, aby uratowała mnie przed stworem. Mamusia wtedy przychodziła do mojego królestwa, zapalała małą lampkę, która stała na stoliku nocnym i brała mnie na swoje kolana, aby przytulić mnie mocno i kołysać się ze mną delikatnie na boki. Te ruchy mnie uspokajały. I tak zostało do teraz. Kiedy wiem, że nie daje sobie z czymś rady, albo się czegoś obawiam idę do rodzicielki i tulę się do niej, bo tylko u niej w ramionach mam wrażenie, że świat jest taki mały i nie jest niebezpieczny.
- Pomogę Wam Córciu. To moja wina, że Róża się tak zmieniła. Jako matka nie powinnam do tego dopuścić. Przepraszam słońce. Wiesz, że kochamy Was z Tatą ponad życie- Wyszeptała kobieta i ucałowała mnie w czubek głowy.
- Dziękuję Mamuś. Ja też bardzo Was kocham...i jestem pewna, że Rose w głębi duszy również. Nie zadręczaj się niczym mamo- Powiedziałam siląc się na uśmiech. Starłam łzy z policzka i wstałam powoli z podłogi. Wolnym krokiem skierowałam się do swojego pokoju. Stojąc przy drzwiach sypialni ostatni raz przelotnie spojrzałam w stronę Matki, która w dalszym ciągu kucała pod pokojem Siostry. Westchnęłam głośno i weszłam do pokoju w kolorach kawy z mlekiem.

Rose:
Zatrzasnęłam drzwi przed nosem siostry. Słyszałam jak waliła pięściami w drewno i wołała do mnie coś, jednak ja nie miałam ochoty jej słuchać, więc pod głosiłam prawie na maxa wieżę stereo z której leciało "Rape Me" Nirvany. Wściekła wzięłam do ręki szklany wazon z uschniętymi kwiatami i cisnęłam nim w ścianę nad biurkiem puszczając przy tym wiązankę przekleństw.
Mam dosyć swojego życia, mam dosyć tego świata, mam dosyć wszystkich wokoło. Nie mogę znieść, że tak toczy się moje życie.
Przed oczami stanął mi obraz z mniej więcej końca lipca, kiedy to poszłam z babcią na pobliski targ, aby kupić świeże produkty do jedzenia.
 

27 lipca 2007r.:
- Babciu zobacz tu są jakieś ładne pomidory i sałata- Zawołam do starszej kobiety, aby podeszła do stoiska.
- Faktycznie ładne warzywka- Zaśmiała się babcia- Poproszę 1kg tych czerwonych pomidorków i 2 takie sałaty- Powiedziała pokazując na wybrane produkty.
- Babciu ja pójdę rozejrzeć się trochę po straganach dobrze?- Spojrzałam się prosząco- Oczywiście jeśli potrzebujesz pomocy to zostanę.
- Spokojnie kochaniutka! Babka kiepska nie jest jeszcze do końca taka kiepska. Leć się przejść. Ja zaraz pójdę na stoisko do Pani
Bachmann na pogaduchy- Uśmiechnęła się i puściła mi oczko.
- To ja idę- Zawołałam i udałam się w przeciwnym kierunku. Rozglądałam się po wielkim targowisku. Jak byłam mała to przychodziłam tu z babcią co weekend, aby obkupić się w świeże jedzenie. Zawsze w sobotę staruszka serwowała na pierwsze danie Zupę z Knedlami, na drugie tradycyjnie Sznycel po Wiedeńsku no i na deser
mój ulubiony Strudel Jabłkowy. Babcia jest najlepszą kucharką pod słońcem. Słowo daje!

- O Matko przepraszam Bardzo!- Powiedziałam szybko czując, że wpadłam na kogoś. Był to raczej mężczyzna, a mogę to śmiało stwierdzić po tym, że osoba na którą wpadłam była bardzo wysoka.
Zadarłam do góry głowę i...oniemiałam.
- Nie przepraszaj nic się nie sta...zaraz! Ja chyba Ciebie znam- Krzyknął i klasnął w dłonie chłopak. Nigdy nie zapomnę TYCH oczu. Te włosy, uśmiech...w ogóle ON. Nie da rady tego wszystkiego zapomnieć. Chłopak Zaśmiał się głośno (czy mówiłam już, że jego śmiech przypomina śmieszek chochlika?) jednak po chwili zamilkł patrząc się na mnie zszokowanym wzrokiem.
- Ty..ty...ROSE!- Krzyknął patrząc się na mnie co najmniej jak na kosmitę. Nie umiałam wykonać żadnego ruchu. Sama nie byłam pewna czy się mam cieszyć i rzucić się mu na szyję, czy może rozpłakać się i uciec, dlatego stałam jak słup z wywalonymi gałami na wierzch.
- Matko...jak ty...zmieniłaś się- Uśmiechnął się delikatnie przyglądając mi się dokładnie, a już po chwili zatopiłam się w jego ogroomnych ciuchach. Dred tulił mnie mocno do siebie kołysząc delikatnie na boki. Poczułam się jak kilka lat temu, kiedy miałam problem i musiałam do kogoś się przytulić. Szłam wtedy do niego, a on bez zbędnych słów tulił mnie do swojego ciała. Czułam się wtedy tak błogo, jakby ktoś odjął wszystkie problemy jednym palcem- Mój aniołek wrócił. Jest tu przy mnie i właśnie tulę go do siebie- Usłyszałam cichy, kojący głos chłopaka.
- Tommy jak ja za tobą tęskniłam- Starałam się opanować, jednak mój głos odmówił mi posłuszeństwa i z każdym słowem załamywał się coraz bardziej.
- Ciii Rosie. Proszę nie płacz...Jezu ile czas minęło od naszego ostatniego widzenia- Westchnął Tom.
- Ponad dwa lata- Usłyszeliśmy czyjś głos...JEGO GŁOS. Jak na zawołanie oderwałam się od dreda spoglądając niepewnym wzrokiem na osobę, która odpowiedziała na retoryczne pytanie Toma.
- Bill...-szepnęłam, czując jak żołądek podchodzi mi do gardła. Przez moment nie mogłam oddychać, jednak kiedy na jego chwilowo poważnej twarzy pojawił się delikatny uśmiech mój oddech wrócił do normy, a w brzuchu poczułam stado motyli, które łaskotały mnie w środku.
- Cześć Rose- Powiedział tym swoim delikatnym, ciepłym głosem.
- Bill- Powtórzyłam jego imię głośniej...o wiele głośniej. Tak, aby mógł je usłyszeć- Ja...-Zauważyłam jak w jego oczach pojawiły się te znajome, świecące iskierki.
- Tęskniłem wiesz?- Zaczął. Podszedł bliżej mnie. Był tak blisko...dosłownie kilka centymetrów przede mną. Nie potrafiłam spojrzeć mu w twarz, więc wpatrywałam się w jego klatkę piersiową, która unosiła się spokojnie- Rose- Powtórzył unosząc mój podbródek. Wiedziałam, że chce, abym spojrzała na niego.
- Tak bardzo...tęskniłem- Zauważyłam, że brązowe perełki robią się coraz bardziej zaszklone.
- Wiem Billy...ja też- Szepnęłam nie mogąc oderwać od niego wzroku. Chociaż pragnęłam wygarnąć mu wszystko to nie mogłam...byłam od początku tej gry na przegranej pozycji.
- Przepraszam Cię słońce. Byłem taki głupi. Zostawiłem Cię samą...
- Była Mia i Andy.
-  Wyjechałem opuszczając swój skarb...
- Spełniałeś swoje marzenia. Wasze marzenia.
- Spełniając jedne marzenia, straciłem drugie marzenie...
- Jest OK Bill.
- Skrzywdziłem Cię...
- To nic
- Ja...tak bardzo za tobą tęskniłem- Westchnął po czym przybliżył się do moich ust obejmując swoimi dłońmi moją twarz. Czułam jego ciepły oddech na moich ustach.
- Bill...nie chcę Wam przerywać tej jakże romantycznej chwili, ale idzie tu
Cruella de Mon, więc jeśli chcesz przeżyć to radzę Ci się odsunąć od Rose, bo może być nieprzyjemnie, chociaż chciałbym, żeby ona to widziała, bo wtedy zer...- Usłyszeliśmy głos Toma, który wskazał na idącą w naszym kierunku dziewczynę.
- Nie kończ!- Warknął na brata. Czarnowłosy spojrzał na mnie smutnym wzrokiem wzdychając cicho.

- Szkoda mi Cię- Mruknął Dred.
- Czemu niby?- Zapytałam nie rozumiejąc o co mu chodzi.
- Bo poznasz wiedźmę. Mówię Ci ona jest okroopna. Jej tekściki są żałosne...w ogóle ona jest żałosna- Słuchając Toma miałam ochotę się roześmiać. Widać chłopak nie przepadał za dziewczyną Billa- Ehh...ładna nawet jest, ale no jej charakter przebija wszystko- Pokręcił dred głową z dezaprobatą.
- Rzeczywiście nie wygląda najgorzej- Rzuciłam. Dziewczyna podeszła do nas wpijając się Billowi w usta.
- Cześć Billuś- Powiedziała odsuwając się od niego.
- Hej Susann- Mruknął czarnowłosy spuszczając wzrok na ziemię. Korzystając z wolnej chwili przyjrzałam się jej dokładnie. Dziewczyna była wysoka i zgrabna. Miała lekko skośne, szare oczy. Jej wzrok sprawiał, że czułam się niepewnie. Porcelanowa cera dodawała jej tajemniczości. Nos miała mały i prosty, a usta drobne i wydatne. Długie, gęste, falowane włosy miała rozpuszczone. Ubrana była w krótkie, ciemno jeansowe spodenki, ciemno niebieską koszulę w kratę. Na nogach miała czarne buty na wysokim obcasie. Ręce miała przyozdobione licznymi bransoletkami i pierścionkami.
- Susi to jest...Rose- Powiedział Bill do szatynki wskazując na mnie- Rosi to jest mojaa...dziewczyna Susann- Za jąkał się chłopak.
- Cześć jestem Ro-Zaczęłam. Stwierdziłam, że zrobię dobrą minę do złej gry.
- Nie ważne...Bill zawieź mnie dziś gdzieś do jakiejś galerii handlowej. Muszę kupić sobie nową sukienkę, bo byłam zmuszona wyrzucić tą od Diora co mi dałeś na urodziny. W tej wiosce nie ma żadnego "normalnego" sklepu. Ehh nie wiem jak tu wytrzymam miesiąc- Westchnęła lalunia. Matko sukienka od DIORA?! Mnie w życiu nie będzie stać na taką sukienkę, a ona jak gdyby nic oznajmia, że musi kupić sobie nową sukienkę! Nie no dziewczyna rzeczywiście jest żałosna...
- Dobrze...Po obiedzie pojedziemy do Berlina na zakupy- Powiedział chłopak siląc się na jako taki uśmiech. Spojrzałam się zdziwiona na Toma, a on tylko pokręcił głową z niezadowolenia.
- Bill mieliśmy iść wieczorem z Gustavem i Georgiem do Andreasa. Obiecaliśmy mu, że poznamy jego dziewczynę. Pamiętasz?- Dred powiedział lekko wkurzonym głosem.
- Jeju Tom zapomniałem. Pójdziecie najwyżej beze mnie, a ja spotkam się z nim kiedy indziej.
- Czy ty sam siebie słyszysz? Chcesz wystawić nas i swojego najlepszego kumpla tylko dla tego, że pannie "muszę mieć nową sukieneczkę" chce się iść na zakupy?!- Krzyknął Tom.
- Nie dramatyyyzuj- Przewrócił oczami czarny. Stałam tak i się patrzyłam. Nie mogłam uwierzyć, że chłopak, który kiedyś stawiał przyjaciół ponad wszystko może się tak zachować. Widać, że dziewczyna okręciła go sobie wokół palca.
- Idiota! I ty Bill pozwalasz mu tak do mnie mówić?- Pisnęła szatynka. Patrzyła ze złością na dreda.
- Tooom prosiłem Cię ostatnio o coś. Bądź miły dla Susann- Westchnął głośno czarny.
- Tsaa...czyli sam dokonałeś wyboru. Przykro mi Bill, ale w takim momencie nie mam zamiaru Cię wspierać. Nara- Prychnął Tom i chwytając mnie za rękę pociągnął w stronę wyjścia z bazaru.
- Co za dupek! Ta laska zrobiła mu pranie mózgu. To już nie jest ten sam Bill co kiedyś. Na wszystko mógłbym przymknąć oko, ale nie na to, że olewa swoich przyjaciół- Powiedział Tom, kiedy znaleźliśmy się przy bramie pobliskiego parku. Usiedliśmy na pierwszej lepszej ławce.
- Nie podoba mi się ona- Mruknęłam przyglądając się przechodzącym koło nas ludziom. Było bardzo dużo roześmianych, wesołych rodzin z dziećmi, były zakochane, przytulone pary. Jednym słowem park tętnił życiem.
- Od początku jej nie lubię. Na pierwszy rzut oka wydaje się być wyniosła, arogancka...zresztą w rzeczywistości taka jest. Myśli tylko o sobie. Nie o Billu, nie o ich związku tylko o sobie. A ten debil tego nie zauważa, ale to już jego problem- Powiedział. Poczułam na sobie jego wzrok. Kątem oka dostrzegłam, że uśmiecha się.
- Jak się cieszę, że Cię widzę- Zaśmiałam się perliście. Wlepiłam swoje gały w niego.
- Ja też. Tęskniłam za tobą i twoim poczuciem humoru. Nikt nie dorównuje tobie- Odrzekłam. Wiedziałam, że dred uwielbia jak się go komplementuje.
- Taak...jestem Boski- Odpowiedział niezwykle narcystycznym głosem. Roześmiałam się głośno. Tsaa...nic, a nic się ten chłopak nie zmienił.
- Mówiłeś, że wieczorem jesteście z chłopakami umówieni do Andy'ego. Z jakiej okazji?
- Andreas chce przedstawić nam swoją nową dziewczynę. Spotyka się z nią od 2 tygodni. Myślę, że długo to nie potrwa. Znasz go...- Faktycznie Andy jakoś nigdy nie był stały w uczuciach. Dosyć często zmieniał dziewczyny. Najdłużej chodził z Evelin...całe 2 miesiące!- Rose, a może masz ochotę pójść tam z nami. Słyszałem, że widzieliście się z Andym jakiś czas temu. Co ty na to? Jak chcesz to zabierz ze sobą Majkę- Zaproponował Tom. Ucieszyłam się z jego propozycji. Fajnie będzie zobaczyć się ze spółką GG. No i przede wszystkim poznać (Być Może) stałą dziewczynę przyjaciela.
- Pewnie. Z chęcią z Wami pójdę. Zapytam się Mii czy pójdzie, jeśli oczywiście nie macie nic przeciwko temu.
- Przecież sam Ci to zaproponowałem- Zaśmiał się chłopak- Czyli jesteśmy umówieni?
- Taak- Uśmiechnęłam się do niego szeroko.
- Mogłoby być tak fajnie już zawsze- Powiedział niespodziewanie Tom obejmując mnie ramieniem.
- Też bym tego chciała- Powiedziałam wtulając się w przyjaciela- Wiesz...ja już chyba muszę wracać. Miałam pomóc babci przy obiedzie.
- Odprowadzę Cię- Zaproponował.
- OK. Może zostaniesz na obiedzie?- Powiedziałam uśmiechając się zachęcająco.
- Pewnie! Twoja babcia gotuje nieziemsko! Dziś sobota, więc o ile dobrze pamiętam będzie moja ulubiona Zupa z Knedlami- Zaśmiałam się głośno słysząc podekscytowany głos Toma.
- No to w drogę- Rzuciłam. Cała droga do domu minęła nam świetnie. Tom rzucał co chwilę jakimiś śmiesznymi uwagami lub żartami wprawiając mnie w szampański nastrój. Szliśmy objęci tak jak kilka lat temu. To wspaniałe uczucie zobaczyć się z najlepszym przyjacielem.



***

Na dziś to tyle. Mam nadzieję, że jesteście zadowoleni z odcinka. Zostawcie po sobie jakiś ślad :)
W razie wszelkich pytań piszcie śmiało!
Następny odcinek postaram się dodać za tydzień lub dwa :D


poniedziałek, 3 listopada 2014

Postacie


 

 


Bohaterzy opowiadania:

1999r.-2007r.

 












 Imię: Róża (Rose) Braun
Wiek: 15l.
Zainteresowania
: Malarstwo, muzyka.
Rodzina
: Matka Alina (40l. Polka), Ojciec Hans (42l. Niemiec), Siostra Maja (16l.).
Znaki Szczególne:
Aparat na zęby

Info: W dzieciństwie przyjaźniła się z Billem i Tomem Kaulitz. Była spokojną, miłą dziewczyną. Kilka lat wstecz spotkało ją duże rozczarowanie po którym zamknęła się w sobie.
   
Imię: Maja (Mia) Braun
Wiek: 16 lat
Zainteresowania: Sport, Moda.
Rodzina: Matka Alina (40l. Polka), Ojciec Hans (42l. Niemiec), Siostra Róża (15l.).
Znaki Szczególne: Kolczyk w pępku.
Info: W dzieciństwie przyjaźniła się z Billem i Tomem Kaulitz. Była Wrażliwa, Zabawna. Chociaż jest starsza tylko o rok od Rose lubi jej matkować.



Imię: Bill Kaulitz
Wiek: 18 lat  
Zainteresowania: Muzyka, Śpiewanie, moda.
Rodzina: Matka Simone (42l.), Ojczym Gordon (43l.), Brat Bliźniak Tom (18l.).  
Znaki Szczególne: Makijaż, Kolczyk w brwi i języku, Tatuaże
Info: Frontman i wokalista w zespole Tokio hotel . W dzieciństwie przyjaźnił się z Różą i Mają Braun oraz Andreas’em Gühne . Zabawny, wesoły, łatwowierny. Jest o 10 min. Młodszy od Toma.

 
Imię: Tom Kaulitz
Wiek: 18 lat
Zainteresowania: Imprezy, Gra na gitarze.
Rodzina: Matka Simone (42l.), Ojczym Gordon (43l.), Brat Bliźniak Bill (18l.).
Znaki Szczególne: dredy, luźne ciuchy, kolczyk w wardze.
Info:Gitarzysta w zespole Tokio hotel . W dzieciństwie przyjaźnił się z Różą i Mają Braun oraz Andreas’em Gühne. Szczery, pewny siebie, czasami narcystyczny. Wielkie (momentami dziwne) poczucie humoru, Jest o 10 min. Starszy od Billa. 







  2014r. 

                                       

Imię: Róża (Rose) Braun
Wiek: 22l.
Zainteresowania
: Muzyka.

Info: Od wielu lat skrywa fakty ze swojej przeszłości. Po nieudanych wakacjach u babci zmienia się nie do poznania. Zmienia się nie tylko z wyglądu, ale i z charakteru. Zaczyna uczęszczać w licznych imprezach. Podrywa i sypia z nowo poznanymi mężczyznami. Przestaje być nieśmiałą, wrażliwą, uległą nastolatką, a staje się pewną siebie, do bólu szczerą, niezależną kobietą. Stara się żyć od nowa, z dala starych znajomości i wspomnień. Urywa kontakt z rodzicami i przyjaciółmi. W jej życiu jest jedna osoba, która zna jej całą przeszłość oraz wszystkie słabości- jej siostra, zresztą dzięki której udaje jej się wyjechać do Stanów Zjednoczonych.
                
 Imię: Maja (Mia) Braun
Wiek: 23l.
Zainteresowania: Sport, Moda.
Narzeczony: Charlie
Anderson
Info: Od ponad 2 lat mieszka w U.S.A. Przeprowadziła się tam za prośbą swojego narzeczonego Charliego, którego poznała 4 lata temu na wakacjach w Londynie. Do 2012r. mieszkali w Nowym Jorku, potem przeprowadzili się do Los Angeles, gdzie mieszkają do chwili obecnej. Z pokręconej, beztroskiej, impulsywnej dziewczyny stała się odpowiedzialną, poważną (chociaż nad tym można, by było podyskutować) Kobietą.
Pragnie zapomnieć o rozczarowaniach i przykrościach z nastoletniego życia. Stara się pomagać oraz wspierać Rose. Otwarcie potępia zachowanie siostry.









 Tfjs9vzk



Imię: Bill Kaulitz
Wiek: 25l. Zainteresowania: Muzyka, Śpiewanie, moda.
Info: Frontman i wokalista w zespole Tokio hotel. W 2008r. zerwał z Susann. Od tamtego czasu jest singlem. W dalszym ciągu jest łatwowierny, zabawny i wrażliwy. Kilka lat temu Bliźniacy wynieśli się do Los Angeles, aby zająć się swoim życiem prywatnym. Wycofali się z życia publicznego. Na początku 2012r. zaczęli pracować nad nowym albumem.


 


Imię: Tom Kaulitz
Wiek: 25l.
Zainteresowania: Muzyka, Gra na gitarze.
Info:Gitarzysta w zespole Tokio hotel . W dzieciństwie  Szczery, pewny siebie, czasami narcystyczny. Wielkie (momentami dziwne) poczucie humoru. Od 2010r. jest w związku z Rią Sommerfeld.
Kilka lat temu Bliźniacy wynieśli się do Los Angeles, aby zająć się swoim życiem prywatnym. Wycofali się z życia publicznego. Na początku 2012r. zaczęli pracować nad nowym albumem.

                     


Imię: Rosemary (Mary) Mckagan.
Wiek: 22l.
Zainteresowania
: Muzyka, Imprezy.

Info: Jest córką Duffa Mckagana- byłego basisty Guns N' Roses i jego pierwszej żony Mandy Brix. Mieszka z matką, jednak lepszy kontakt ma z ojcem. To on ją zaraził miłością do muzyki. Często imprezuje oraz flirtuje z nowo poznanymi mężczyznami. Jest szaloną, optymistyczną, czasami leniwą i ironiczną osobą. Przyjaźni się z Rose. To ona pokazuje jej najlepsze imprezy w L.A